Czy zarobiliśmy na boomie?
Cenne nieruchomości…
30 lat temu Polacy nie interesowali się cenami nieruchomości. Głównym problemem była nie cena, ale przydział. Jeśli nie miało się odpowiednich znajomości trzeba było ćwiczyć się w cierpliwości. Kilkanaście lat oczekiwania na mieszkanie było standardem, a do tego nikt nie miał pewności gdzie i jakie mieszkanie dostanie.
W latach 90-tych budownictwo mieszkaniowe, podobnie jak wszystkie inne dziedziny gospodarki, przeszło przyspieszony kurs gospodarki wolnorynkowej. Prawdziwa lekcja ekonomii nastąpiła jednak w 2006 roku, kiedy na rynek nieruchomości szerokim strumieniem popłynęła gotówka dostępna dzięki kredytom hipotecznym.
Pierwsze statystyki, powstałe na bazie danych z serwisu www.szybko.pl pochodzą z IV kwartału 2005. We wszystkich miastach średnie ceny utrzymywały się na poziomie poniżej 5 tysięcy złotych za metr kwadratowy. W Warszawie było to 4835 złotych, w Krakowie 4416, we Wrocławiu 3420, w Poznaniu 3434 i w Gdańsku 2864. W ciągu kolejnych 18 miesięcy średnia cena ofertowa w 5 największych niemal się podwoiła. W Warszawie wzrosła o 87%, w Krakowie o 84%, we Wrocławiu o 109%, w Poznaniu o 90,6% a w Gdańsku o 136%.
Czy zarobiliśmy?
Wielu właścicieli mieszkań poczuło się nagle krezusami. Pytanie: czy zasadnie? W Polsce po wielu latach różnego rodzaju braków i niedoborów własne mieszkanie jest synonimem bezpieczeństwa, stabilizacji a dla wielu również niezależności. Wielu osobom udało się, dzięki wzrostowi wartości ich mieszkań i łatwo dostępnym kredytom, zamienić mieszkania na większe, inni przeprowadzili się do domów. Przeważająca większość Polaków posiada nadal jedno mieszkanie i nie planuje się go pozbywać. Oczywiście właściciele mieszkań kupionych na początku roku 2006 lub wcześniej, a sprzedanych po 2, 3 lub więcej latach mogą podsumowywać zyski. W większości przypadków zyski znajdują się głównie na papierze.